Dzieciństwo
O Cyganach, północy i strychu,
Pełnym szpar, dziur od sęków przez które
Seledynu płynną sztukaturę
Księżyc wlewał na sufit wisielczy,
O sekretach, po ciemku, po cichu,
O wędrownym teatrze i mnichu,
Zbierającym pod gwiazdami zioła,
Będzie powieść straszna i wesoła.
Cienie liści w trzepocie na ścianie,
Srebrne bryzgi przez drżącą firankę,
Sen mój z jawą bawił się w chowankę
I przez siatkę włóczkową łóżeczka
W nieskończoność wpływał niespodzianie,
Wtedy – łkanie, biały strach, wołanie!
Jak śnieżyca pędzą barwne skrawki - -
Sny: w potwory rosnące zabawki.
W starej książce był posępny szatan,
Co wpatrywał się w Lygię zlęknioną,
Była Lygia moją narzeczoną,
Więc ratować ją chciałem alchemią
I warzyłem ziółka jak szarlatan,
Potem nocą mnie dusił Lewiatan,
A przed bramą stały groźne czaty:
Pan wieczności – czarny pies kudłaty.
Były walce i rzewne piosenki,
Bale w zamkach i zaklętych stolicach,
(Wtedy jeszcze po lwowskich ulicach
Chodził Felek Przysiecki z kochanką!)
Były drżenia, wyznania i lęki,
Szum kasztanów, słodkie łzy podzięki,
I był księżyc, co patrzał z wysoka
Na Felaxa de Birbante Rocca!
I te dziwne, niespokojne wieści!
O, majowe i szalone wino!
Rycerz Felax północną godziną
Gorączkowo opowiadał dziwy:
„Wiatr ogrody rozkołysał w mieście,
A w paltocie zmięty liść szeleści!”
…Błądzą w rynku cienie niedorzeczne,
Drżą, jak serca, gwiazdy średniowieczne.
Gwiazdy! Nuty rozbitych kantylen,
Na niebiosa garściami ciśnięte!
Czyje dłonie obłąkane i święte
Rozrzuciły moją młodość śpiewną?
Kto otulił w błękitną mantyllę
Czarną Łódź, romantyczną Sewillę!
Błędny dandy, uśmiechnięty blado,
Szedłem miastem w płaszczu i ze szpadą.
Gdzie mój rycerz ze swym Rossynantem?
Gdzie ów Petzold z obliczem jak grabarz?
Kasztelanka gdzie? Cygan Barnabasz
Barligunti zwany Rumbarbarum?
Gdzie Panagel z Kapitanem Grantem?
Tam zostali. A ja – emigrantem
Jestem… Tęsknię za ojczyzną moją!
Tutaj, u was, obco mi, nieswojo.
Tam wielbłąda miałem na Sudanie,
A żyrafę i palmę na Niassie!
Gwatemala miała głowy ptasie,
Na Jamajce wodospad się pienił,
Ktoś rogaty był na Labuanie,
Fioletową kochałem Tasmanię,
Z dzikusami nocą szły do tańca
Jaguary z ”Młodego wygnańca”.
Tam zostałem – w albumie pocztówek,
Na obrazkach, na markach pocztowych,
W lalkach z kitu, w ogniach kolorowych,
W czarnej magii, w mym laboratorium,
Pełnym rurek, kółek, gwoździ, śrubek,
Tam, w kajetach, gdzie tysiące słówek
Z egzotycznych zbierałem słowników.
Tam zostałem – w matczynym kajecie,
W najcudniejszym z wszystkich cudnych wierszy!
Świat bajeczny, dziw poezji pierwszy!
Był tam strzelec, co nie dał kwiczołów,
I pocztylion w ogromnej karecie,
Były dzwony i płaczące dziecię,
Jakieś zdanie: ”żegnaj… ruszam w drogę”
I ”daj czarkę – dokończyć nie mogę”.
Julian Tuwim
Naprawdę lubię wiersze Tuwima...
OdpowiedzUsuńWierzę! Trudno ich zresztą nie lubić:)
Usuń