Cień polny
I wyszedł ze mnie na rozmowę
Przydrożny Chrystus: kłos drewniany.
Mówił językiem głuchoniemych,
patrzył źrenicą ociemniałych
przydrożny Chrystus: kłos drewniany.
Działo się to w dwudziestym wieku
tuż przy wyjętym sierpie z żniw.
Ojciec nam przyniósł jabłecznika
i weselnego placka koło.
Przy jabłeczniku tym i placku,
raczej najemni parobkowie
niźli synowie gospodarza,
pochwaliliśmy płodność ziemi
podobnej do chutliwej samki
i sierp na niebo odłożony
i noc pod sierpem tym przytulną
kapliczce i stogowi siana.
Pole przed nami było w kwarcu
do piórek trawy wypalone.
Opócz kamienia i jaszczurki
ten kamień listkiem żyłkującej
nie było tu innego cienia.
I również w nas scedzony cień
wychłeptał pies dyszący przy nas.
Tadeusz Nowak
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz