Droga. Wyjście
My, zarażeni, musimy stale ponawiać wezwanie.
Inaczej znikniemy.
Wchłonie nas ciemna noc jeży i mrówek.
Przerośniemy pleśnią.
I wsiąkniemy w grunt.
My, zarażeni, musimy stale ponawiać wezwanie.
Wpuszczać w siebie to zabójcze morze.
Bo trudno uwierzyć w pustkę, której nikt nie widzi.
Trudno nie szukać. Choćby po omacku.
Kimkolwiek jesteś podaj mi swój głos.
Kimkolwiek jesteś podaj mi swoje ciało języka
i dnia. Proszę, wyciągnij dłonie.
Dotknę cię lekko jak czas.
Kimkolwiek jesteś podaj mi swoje ciało nocy.
Zliżę sól z twoich chłodnych powiek.
I zobaczysz świat.
My, zarażeni, musimy wszystko zaczynać od nowa.
Więc pozwól, że ukocham twój mrok.
Co w tobie rośnie, niech we mnie zakwita.
A owoce tych kwiatów niech ciebie nasycą.
Kimkolwiek jesteś biorę cię ze sobą.
Chodźmy.
Inaczej znikniemy.
Popatrz, tu jest droga.
A tu nie ma mapy.
Julia Fiedorczuk
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz